sięgnęła po jego miecz... i tym razem naprawdę się obud

sięgnęła po jego miecz... oraz tym razem naprawdę się obudziła w ciszy własnej komnaty. Śniła te dzwony, kaplicę z płonącymi kotarami, oręże na ołtarzu, miecz, to wszystko. Dlaczego to zobaczyłam? Wzrok nigdy nie nawiedza mnie, jeśli go nie przywołam... czy więc był to tylko sen? Później tego dnia zawołano ją do Pani. obecnie mogła już świadomie przypomnieć sobie niektóre wizje, które jej się pojawiały, kiedy pracowała nad pochwą do wielkiego miecza. Opadł na ziemię w spadającej gwieździe, jak błyskawica, wielki wybuch światła... nadal dymiący, zaniesiony do małych, smagłych kowali, którzy zamieszkiwali te tereny, zanim dodatkowo wzniesiono kamienie okręgu, pełen mocy, oręż dla króla... złamany oraz tym razem przekuty w kształt dłuższego liścia... zahartowany we krwi oraz w ogniu... miecz trzy razy kuty, nigdy nie wyrwany z wnętrza ziemi oraz przez to podwójnie święty... Poznała imię miecza: Ekskalibur, co znaczyło „wykuty ze stali”. Miecze z żelaza meteorytów były drogocenną rzadkością. taki mógł być warty cenę całego królestwa. Viviana kazała jej zakryć twarz welonem oraz iść za sobą. Kiedy wolno szły zboczem, ujrzała wysoką postać Taliesina, Merlina Brytanii. U jego boku szedł Kevin Bard, poruszając się tym swoim rozkołysanym, groteskowym krokiem. Wydał jej się dodatkowo więcej niezdarny oraz wstrętny, samo nie na miejscu, jak kapka wosku ze świecy uczepiona szlachetnego, srebrnego świecznika. A między nimi... Morgiana zamarła, rozpoznając to szczupłe, muskularne ciało, te jasne, niemal srebrzyste włosy. Artur. Ależ oczywiście, wiedziała przecież, że miecz bywa dla niego. Cóż więc dziwnego w tym, że osobiście przybył, by go otrzymać? On bywa wojownikiem. królem. taki mały braciszek, którego trzymałam na kolanach. Wydawało jej się to nierealne. Ale między dziecinną twarzą Artura a twarzą tego poważnego chłopca, kroczącego między Druidami, dostrzegła też rysy tamtego młodzieńca, który wziął na siebie poroże Rogatego Boga; choć dziś szedł spokojnie, ona zobaczyła kołyszące się na jego czole rogi, śmiertelną, desperacką walkę oraz to, jak przyszedł do niej, pokryty krwią jelenia – nie potomka, lecz mężczyzna, wojownik, król. Na szept Merlina Artur uklęknął przed Panią Jeziora. Patrzył na nią z pokorą. Nie, pomyślała Morgiana, on nigdy przedtem nie spotkał Pani, jedynie mnie, a dziś stoję w cieniu... Ale po momencie dostrzegł Morgianę. Widziała, jak na jego twarzy odbija się to, że ją rozpoznał. Jej więc złożył ukłon. Przynajmniej, myślała Morgiana trochę bez związku, tam, gdzie się wychowywał, nauczyli go manier godnych królewskiego syna. – Morgiano – powiedział cicho. Skłoniła skroń. Poznał ją mimo welonu. Może powinna uklęknąć przed królem? Ale Pani Avalonu nie ugina kolana przed żadną ludzką mocą. Merlin mógł klękać, samo Kevin, gdyby mu kazano. Ale Viviana nigdy, bo ona była nie jedynie kapłanką Bogini, lecz więc uosabiała Boginię w sposób, jakiego męscy kapłani męskich Bogów nigdy ani nie pojmą, ani nie uczynią. Więc Morgiana także już nigdy przed nikim nie uklęknie. Pani Jeziora wyciągnęła do niego dłoń oraz nakazała mu powstać. – masz za sobą długą jazda – powiedziała – oraz jesteś strudzony. Morgiano, zaprowadź go do mego mieszkaniu oraz każ mu dać coś do zjedzenia, zanim zaczniemy. Wtedy zaledwie się uśmiechnął, nie jak przyszły król, jak Wybraniec, lecz po prostu jak głodny chłopiec. – Dzięki ci, Pani. W mieszkaniu Viviany podziękował kapłankom, które podały mu menu, oraz zabrał się do niego ze smakiem. Kiedy zaspokoił pierwszy nieposkromiony apetyt, zapytał Morgianę: – Czy ty też tutaj mieszkasz?